Бесплатно

Teraz i Na Zawsze

Текст
Автор:
Из серии: Pensjonat w Sunset Harbor #1
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Emily popędziła do biblioteki, którą uznała za najlepsze miejsce na początek porządków, chwyciła w objęcia książki, po czym przespacerowała się z nimi przez wilgotny trawnik i rzuciła je na chodnik. Po drugiej stronie drogi ciągnęła się kamienista plaża, która zaledwie sto jardów dalej opadała do oceanu, a w oddali stał pusty port.

Na zewnątrz nadal było bardzo zimno – na tyle, że oddech zamieniał się w białe obłoki – ale zza chmur próbowało wyglądać jasne zimowe słońce. Emily zadrżała, kiedy się wyprostowała, a wtedy po raz pierwszy od przyjazdu zobaczyła przechodnia na chodniku. Był to mężczyzna z brązową brodą i wąsami, ciągnący za sobą kosz na śmieci. Minęła chwila, zanim Emily zorientowała się, że musiał mieszkać w domu obok – kolejnej rezydencji w wiktoriańskim stylu podobnej do domu jej ojca, aczkolwiek w lepszym stanie – i próbowała przyporządkować mu miano jej sąsiada. Zatrzymała się, przyglądając się, jak stawia kosz obok skrzynki na listy i wyjmuje pocztę – pozostawioną w skrzynce na kilka dni z powodu zamieci – po czym idzie przez swój zadbany trawnik i wchodzi na stopnie ogromnego drewnianego ganku. W którymś momencie Emily będzie musiała się przedstawić. Jeśli jednak była tak nielubiana, jak zasugerował Daniel, może nie była to sprawa aż tak nagląca.

Kiedy wracała własnym trawnikiem, ze wszystkich sił starała się nie patrzeć w kierunku wozowni, choć czuła dymny zapach palącego się drewna i wiedziała, że Daniel już nie śpi. Nie chciała, żeby przychodził, wtykał nos w nie swoje sprawy i drwił z niej, więc szybko wróciła do środka po więcej rzeczy do wyrzucenia.

Kuchnia była pełna gratów – zardzewiałe naczynia, durszlaki z połamanymi uchwytami, rondle ze spalonym dnem. Emily zrozumiała, czemu jej mama była tak poirytowana tatą. Nie był zwykłym kolekcjonerem antyków czy łowcą okazji – on to wszystko gromadził. Być może miłość jej mamy do czystości i sterylności zrodziła się z powodu taty.

Emily napełniła worek na śmieci zgiętymi łyżkami, wyszczerbionymi naczyniami i różnymi bezużytecznymi gadżetami kuchennymi, takimi jak minutniki do jaj. Potem były ryzy papieru do pieczenia, folia aluminiowa, rolki kuchenne oraz wszelkiego rodzaju sprzęt elektroniczny. Emily naliczyła pięć blenderów, sześć mechanicznych trzepaczek i cztery rodzaje wag. Zebrała to wszystko i wyniosła na chodnik, gdzie rzuciła obok pozostałych śmieci. Powoli robił się z tego stos. Wąsaty mężczyzna znów był na swoim ganku. Tym razem siedział na leżaku i obserwował ją, a dokładniej mówiąc, nie ją, lecz kopiec śmieci powoli rosnący na chodniku. Emily miała wrażenie, że nie cieszy go ten widok, więc pomachała w jego stronę, mając nadzieję, że wygląda przyjaźnie, po czym skierowała się do domu, aby kontynuować porządki.

W południe Emily usłyszała warkot silnika. Rzuciła się, podekscytowana, aby powitać pracownika, który przyjechał, aby podłączyć linię telefoniczną i internet.

– Dzień dobry – powiedziała, uśmiechając się od drzwi.

Dzień był jeszcze bardziej słoneczny, niż się spodziewała i w oddali widziała światło słoneczne odbijające się od oceanu.

– Witam – odpowiedział mężczyzna, zatrzaskując drzwi swojej ciężarówki. – Moi kliencie na ogół nie są tak szczęśliwi na mój widok.

Emily wzruszyła ramionami. Kiedy wpuściła go do środka, czuła na sobie wzrok wąsatego mężczyzny. „Niech się gapi” – pomyślała. Nic nie było w stanie popsuć jej humoru. Była dumna, że udało jej się uporządkować kolejną ważną kwestię. Kiedy podłączą jej internet, będzie mogła zamówić wszystko, czego potrzebuje. Prawdę mówiąc, wolałaby wykupić cały sklep przez internet niż znów wpaść na Karen. Jeśli mieszkańcy jej nie lubili, nie zamierzała dzielić się z nimi swoimi sprawami.

– Napije się pan herbaty? – zadała pytanie serwisantowi. – Kawy?

– Z chęcią – odpowiedział, schylając się, żeby otworzyć swoją czarną skrzynkę z narzędziami. – Poproszę kawę.

Emily poszła do kuchni i zaparzyła świeży dzbanek kawy, podczas gdy z korytarza dobiegały odgłosy wiercenia. – Mam nadzieję, że lubi pan czarną – krzyknęła. – Nie mam śmietanki.

– Czarna jest dobra! – odkrzyknął mężczyzna.

Emily zanotowała w pamięci, żeby dodać śmietankę do listy zakupów, po czym nalała parującą kawę do dwóch filiżanek, jedną dla serwisanta i jedną dla siebie.

– Dopiero się pani wprowadziła? – zapytał, kiedy podawała mu filiżankę.

– Mniej więcej – odpowiedziała. – To był dom mojego ojca.

Nie dopytywał, wyraźnie wnioskując, że otrzymała dom w spadku lub coś w tym stylu. – Układ elektryczny jest dość lichy – odparł. – Zgaduję, nie ma tu pani kabla ani nic podobnego?

Emily się roześmiała. Gdyby widział dom zaledwie trzy dni wcześniej, nie musiałby nawet zadawać takiego pytania. – Absolutnie nie – odpowiedziała wesoło. Jej tata zawsze brzydził się telewizją i zakazał jej oglądania w domu. Chciał, żeby dzieci cieszyły się latem, a nie spędzały czas na oglądaniu telewizji, podczas gdy otaczający je świat przechodził obok.

– Czy mam podłączyć? – zapytał mężczyzna.

Emily zawahała się, rozważając jego pytanie. Miała telewizję kablową w Nowym Jorku. Prawdę mówiąc, była to jedna z niewielu przyjemności w jej życiu. Ben zawsze wyśmiewał jej gust, ale Amy dzieliła z nią miłość do reality show, więc po prostu rozmawiały o tym. Stało się to kością niezgody, jedną z wielu, w ich związku. W końcu jednak zaakceptował fakt, że skoro on spędza każdy weekend na oglądaniu sportu, ona mogła obejrzeć nowy sezon America’s Next Top Model.

Od przyjazdu do Maine, nawet nie przyszło jej do głowy, że przegapiła wszystkie swoje ulubione programy. A teraz, pomysł zaproszenia tych śmieci z powrotem do jej życia wydawał się dziwny, jakby miało to w pewien sposób kalać dom.

– Nie trzeba – odpowiedziała, trochę zszokowana odkryciem, że wystarczyło wyrwać się z Nowego Jorku, żeby wyleczyć się z uzależnienia od telewizji.

– Dobrze, w takim razie wszystko jest gotowe. Linia telefoniczna jest zainstalowana, ale będzie pani potrzebować aparatu telefonicznego.

– Ach, mam ich setki – powiedziała Emily, ani odrobinę nie przesadzając – na poddaszu znalazła całe pudło z nimi.

– W porządku – odpowiedział, trochę niepewnie. – Internet także już działa.

Pokazał jej modem Wi-Fi i odczytał na głos hasło z tyłu urządzenia, żeby mogła podłączyć swój telefon do internetu. Jak tylko telefon połączył się z siecią, zaczął, ku jej zdziwieniu, wibrować pod wpływem nieustającego potoku e-maili.

W jej oczy wkradło się znudzenie, kiedy licznik wiadomości rósł i rósł. Wśród spamu i wiadomości reklamowych jej ulubionych firm odzieżowych, było kilka surowo zatytułowanych maili od jej starego zakładu pracy dotyczących „rozwiązania” kontraktu. Emily postanowiła przeczytać je później.

Jakaś jej część czuła, że internet i e-maile atakują jej prywatność i nagle zatęskniła za ubiegłymi dniami, kiedy nie było sieci. Była zaskoczona własną reakcją, biorąc pod uwagę swoje uzależnienie od skrzynki z e-mailami i telefonu, które było tak duże, że z trudnością funkcjonowała bez tego wszystkiego. Zszokowało ją, że teraz właściwie pała do tego niechęcią.

– Ktoś tu jest popularny – odezwał się serwisant, chichocząc, kiedy jej telefon znów wibrował, odbierając kolejną wiadomość.

– Coś w tym stylu – wymamrotała Emily, odkładając telefon z powrotem na szafkę przy drzwiach wejściowych. – Dziękuję, mimo to – dodała, odwracając się do serwisanta i otwierając mu drzwi. – Naprawdę cieszę się, że znów mam dostęp do cywilizacji. To miejsce jest trochę odizolowane.

– Nie ma za co – odpowiedział, wchodząc na stopnie. – I dzięki za kawę. Była bardzo dobra. Powinna pani pomyśleć o otwarciu kawiarni!

Emily patrzyła za nim, rozmyślając nad jego słowami. Może powinna otworzyć kawiarnię. Przy głównej ulicy nie było ani jednej, podczas gdy w Nowym Jorku kawiarnie były na każdym rogu. Oczami wyobraźni widziała minę Karen na wieść o tym, że Emily postanowiła otworzyć własny sklep.

Emily wróciła do sprzątania – zwiększyła stos śmieci na chodniku, szorowała powierzchnie i zamiatała podłogi. Spędziła godzinę w jadalni, ścierając kurz ze wszystkich ramek ze zdjęciami i dekoracji w gablotach. Doszła do wniosku, że wreszcie zaprowadziła względny porządek, ale kiedy zdjęła gobelin, żeby go wytrzepać, zobaczyła ukryte za nim drzwi.

Emily stała chwilę, silnie wpatrując się w drzwi z głęboką dezaprobatą. Nie miała nawet najmniejszego wspomnienia dotyczącego tych drzwi, choć czuła, że jako dziecko z pewnością uwielbiałaby sekretne przejście ukryte pod gobelinem. Nacisnęła klamkę, ale ta ani drgnęła. Pospieszyła więc do pomieszczenia gospodarczego i chwyciła puszkę WD-40. Po nasmarowaniu klamki tajemniczych drzwi, w końcu mogła je otworzyć. Drzwi były jednak mocno zakleszczone. Uderzyła w nie ramieniem raz, drugi, trzeci. Za czwartym razem, drzwi lekko drgnęły, a ostatnim pchnięciem, zadanym z całej siły, wreszcie wyważyła drzwi.

Rozciągała się przed nią ciemność. Pomacała ścianę w poszukiwaniu włącznika, ale nic takiego nie znalazła. Czuła zapach kurzu, który wdzierał się do jej płuc. Ciemność i groza przypominały piwnicę, więc pobiegła po lampion, który Daniel przyniósł jej pierwszego dnia. Kiedy oświetliła ciemności, jęknęła na widok, który się przed nią roztaczał.

Pokój był olbrzymi i Emily zastanawiała się, czy niegdyś nie był salą balową. Teraz był wypełniony przedmiotami, przypominając drugie poddasze, kolejne miejsce do składowania rupieci. Był tam stary mosiężny stelaż do łóżka, połamana szafa, pęknięte lustro, zegar stojący, kilka stolików kawowych, ogromny regał, wysoka lampa ozdobna, ławki, kanapy, biurka. Wszędzie rozciągały się grube pajęczyny, wiążąc razem wszystkie przedmioty. Oniemiała Emily powoli chodziła po całym pokoju, a światło lampionu, który trzymała w dłoniach, ujawniało pleśń na tapetach.

 

Próbowała sobie przypomnieć, czy pokój był kiedyś używany, czy drzwi stały ukryte za gobelinem już wtedy, gdy jej tata kupił dom, przez co nigdy nie odkrył ukrytego pokoju. Wydawało jej się mało prawdopodobne, żeby tata nie wiedział o tym pokoju, ale nie miała żadnych wspomnień na ten temat, więc pewnie został zamknięty, zanim się urodziła. Jeśli rzeczywiście tak było, oznaczało to, że całe skrzydło domu było porzucone dłużej niż jakakolwiek inna część domu, a tym samym stało opuszczone przez nieokreślony czas.

Emily zaświtała myśl, że uporządkowanie domu będzie wymagało więcej siły, niż się spodziewała. Była wyczerpana po całym dniu pracy, a jeszcze nie dotarła nawet na piętro. Oczywiście, mogła po prostu zamknąć drzwi i tak jak ojciec udawać, że sala balowa nie istniała, ale pragnienie przywrócenia dawnego majestatu było zbyt silne. W jej głowie pojawił się jasny obraz: wypolerowana i lśniąca podłoga, zwisający z sufitu żyrandol; byłaby w długiej jedwabnej sukni, z włosami uniesionymi u nasady i zaczesanymi do góry; wirowaliby po parkiecie, tańcząc walca; ona i mężczyzna jej marzeń.

Spojrzała na zgromadzone w pomieszczeniu ciężkie, masywne przedmioty – kanapy, metalowe stelaże, materace – i zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie przenieść ich i odnowić salę balową sama. To była praca dla dwóch osób.

Choć obiecała sobie nie korzystać z jego pomocy, po raz pierwszy musiała przyznać, że potrzebuje Daniela.

*

Emily wyszła z domu, zawczasu zdenerwowana rozmową, którą miała za chwilę przeprowadzić. Była bardzo dumną osobą i drażnił ją pomysł poproszenia o pomoc właśnie Daniela.

Przeszła przez podwórze w kierunku wozowni. Po raz pierwszy śnieg stopniał na tyle, że Emily wyraźnie widziała podwórze i to jak było zadbane, co bez wątpienia było zasługą Daniela. Były tam równo przycięte żywopłoty i klomby otoczone zgrabnymi kamieniami. Wyobrażała sobie, jak pięknie musi to wyglądać w lecie.

Daniel najwyraźniej wyczuł, że Emily nadchodzi, bo kiedy odwróciła wzrok od żywopłotów i spojrzała na wozownię, zauważyła otwarte drzwi i stojącego w nich Daniela, opierającego się ramieniem o framugę. Już z daleka mogła odczytać jego wyraz twarzy. Mówił: „Przyszłaś się płaszczyć?”.

– Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała, nie kłopocząc się przywitaniem.

– Och? – odpowiedział lakonicznie.

– Tak – powiedziała szorstko. – Odkryłam w domu pomieszczenie pełne mebli zbyt dużych, żebym mogła je sama wynieść. Zapłacę ci za pomoc w przeniesieniu tego wszystkiego.

Daniel najwyraźniej nie widział potrzeby udzielenia odpowiedzi od razu. Właściwie wydawał się w ogóle nie być związany zasadami normalnej etykiety społecznej.

– Zauważyłem, że robisz małe porządki – powiedział w końcu. – Jak długo zamierzasz trzymać ten kopiec przed domem? Wiesz, że zaniepokoi to sąsiadów.

– Kopiec zostaw mnie – odpowiedziała Emily. – Muszę wiedzieć tylko, czy przyjdziesz mi pomóc.

Daniel skrzyżował ramiona, celowo się ociągając i grając jej na nerwach. Jak dużo pracy nas czeka?

– Będę szczera – powiedziała Emily – chodzi nie tylko o salę balową. Chcę oczyścić cały dom.

– Ambitnie – odparł Daniel. – I bezcelowe, biorąc pod uwagę fakt, że będziesz tu tylko przez dwa tygodnie.

– Prawdę mówiąc – powiedziała Emily, przeciągając słowa, żeby opóźnić to, co nieuniknione – Zostaję na sześć miesięcy.

Emily poczuła, jak zagęszcza się atmosfera. Wyglądało na to, że Daniel zapomniał, jak się oddycha. Wiedziała, że nie był do niej zbyt przyjaźnie nastawiony, ale jego zachowanie graniczyło z ekstremalną reakcją, pasującą bardziej na wiadomość o czyjejś śmierci. To, że jej obecność w jego życiu może powodować tak namacalny strach, niezmiernie ją rozdrażniło.

– Czemu? – powiedział Daniel. Jego czoło przecinała głęboka bruzda.

– Czemu? – prychnęła Emily. – Bo to moje życie i mam prawo tu mieszkać.

Daniel nagle uniósł brwi, zmieszany. – Nie, miałem na myśli, dlaczego to robisz? Czemu wkładasz tyle wysiłku w odnowienie tego domu?

Emily nie miała przygotowanej odpowiedzi na to pytanie, a przynajmniej nie taką, która usatysfakcjonowałaby Daniela. Dla niego była turystką, kimś, kto wpada z wielkiego miasta do miasteczka, robi bałagan, po czym odpływa do swojego poprzedniego życia. Było jasne, że nie potrafił zrozumieć, jak może jej się podobać prostsze życie albo że może miała dobry powód na ucieczkę z miasta.

– Słuchaj – powiedziała Emily, coraz bardziej poirytowana. – Powiedziałam, że zapłacę ci za pomoc. To tylko przeniesienie kilku mebli i może trochę malowania. Proszę o to tylko dlatego, że to więcej, niż mogę zrobić sama. Więc wchodzisz w to, czy nie?

Uśmiechnął się.

– Wchodzę – odpowiedział Daniel. – Ale nie wezmę od ciebie pieniędzy. Robię to dla dobra tego domu.

– Bo myślisz, że coś popsuję? – odparła Emily, unosząc brew.

Daniel pokręcił głową. – Nie. Bo kocham ten dom.

Emily pomyślała ironicznie, że chociaż tyle mają ze sobą wspólnego.

– Ale wiedz, że nasza relacja jest czysto służbowa – powiedział. – To tylko praca. Nie szukam już żadnych nowych przyjaciół.

Była zaskoczona i zirytowana jego odpowiedzią.

– Ani ja – odwarknęła. – Nie proponowałam nic takiego.

Uśmiechnął się szerzej.

– Dobrze – powiedział.

Daniel wyciągnął rękę, aby uścisnąć jej dłoń.

Emily zmarszczyła brwi, niepewna, czy chce się w to pakować. Po chwili uścisnęła jego dłoń.

– Tylko praca – przytaknęła.

Rozdział siódmy

– Pierwsze, co powinniśmy zrobić – powiedział Daniel, idąc za nią ścieżką – to zdjąć sklejkę z okien. – Trzymał swoją metalową skrzynkę z narzędziami, która kołysała się do rytmu jego kroków.

– Prawdę mówiąc, naprawdę chcę pozbyć się tylko starych mebli – odpowiedziała Emily, niepocieszona, że Daniel już zaczął wczuwać się w rolę szefa.

– Chcesz codziennie siedzieć przy sztucznym świetle, kiedy słońce w końcu wychodzi? – zapytał Daniel. Jego słowa były ni to pytaniem, ni to stwierdzeniem, ale zawierały sugestię, że tylko idiota chciałby inaczej. Jego opinia trochę przypominała jej o ojcu, który wolał, żeby cieszyła się promieniami słońca w Maine, zamiast siedziała przez cały dzień przykuta do telewizora. Trochę ją to zabolało, ale musiała przyznać Danielowi rację.

– W porządku – powiedziała, zrezygnowana.

Emily przypomniała sobie swoją pierwszą próbę usunięcia sklejki, która poskutkowała rozbiciem okna i niemal złamanie szyi, więc niechętnie przyznała, że z ulgą przyjmie Daniela na pokład i skorzysta z jego pomocy.

– Zacznijmy od salonu – powiedziała, próbując odzyskać trochę kontroli nad sytuacją. – To tam spędzam najwięcej czasu.

– Pewnie.

Nie było nic więcej do powiedzenia i rozmowa urwała się wraz ze słowami Daniela, więc bez słowa weszli do domu, przeszli korytarz do salonu. Daniel nie tracił czasu i od razu otworzył skrzynkę z narzędziami w poszukiwaniu młotka.

– Trzymaj deskę w ten sposób – powiedział, pokazując, jak podtrzymywać jej ciężar. Kiedy Emily zajęła pozycję, zaczął wyciągać gwoździe ściętym końcem motka. – O rany, gwoździe zupełnie zardzewiały.

Emily obserwowała, jak gwoździe z głuchym odgłosem spadają na podłogę. – Czy to zniszczy deski podłogowe?

– Nie – odpowiedział Daniel, całkowicie pochłonięty pracą. – Ale kiedy wpadnie tu trochę naturalnego światła, okaże się, jak bardzo zniszczyły się do tej pory.

Emily jęknęła. Nie uwzględniła w budżecie kosztów szlifowania podłogi. Może będzie mogła wciągnąć Daniela także w to?

Daniel wyciągnął ostatni gwóźdź i Emily poczuła ciężar sklejki napierający na jej ciało.

– Masz ją? – zapytał, jedną ręką nadal przyciskając deskę do framugi, zmniejszając jej ciężar najbardziej, jak było to możliwe.

– Mam – odpowiedziała.

Cofnął rękę, a Emily się zachwiała. Czy to z determinacji, żeby nie ośmieszyć się po raz kolejny w obecności Daniela, czy to z innego powodu, Emily zdołała nie upuścić płyty, nie uderzyć nią w nic, ani nie zrobić żadnej innej głupoty. Ostrożnie opuściła płytę na podłogę, po czym wyprostowała się i klasnęła w dłonie.

Pierwszy strumień światła wpadł przez okno i Emily wstrzymała oddech ze zdziwienia. W świetle dziennym pokój wyglądał przepięknie. Daniel miał rację; siedzenie przy sztucznym świetle zamiast przy naturalnym byłoby zbrodnią. Rozpoczęcie pracy od okien było świetnym pomysłem.

Zachęceni swoim sukcesem, Emily i Daniel pracowali na parterze, odsłaniając okno po oknie i pozwalając, żeby przestrzeń wypełniła się naturalnym światłem. W większości pokoi okna sięgały od podłogi do sufitu, wyraźnie stworzone na zamówienie specjalnie dla tego domu. W niektórych miejscach były zbutwiałe lub uszkodzone przez owady. Emily wiedziała, że wymiana framug wykonanych na zamówienie była kosztowna, więc starała się o tym nie myśleć.

– Zajmijmy się oknami w sali balowej, zanim pójdziemy na górę – powiedziała Emily. Okna w głównej części domu były wystarczająco piękne, ale coś jej mówiło, że te w opuszczonym skrzydle będą jeszcze piękniejsze.

– Jest tutaj sala balowa? – zapytał Daniel, kiedy zaprowadziła go do jadalni.

– Uhm – odpowiedziała potakującym mruknięciem. – Jest tutaj.

Odsunęła gobelin, odsłaniając ukryte za nim drzwi i zerkając na twarz Daniela. Zazwyczaj był tak stoicki, tak trudny do odczytania, że czuła lekkie podekscytowanie, kiedy mogła go czymś zaskoczyć. Otworzyła drzwi i oświetliła latarką wnętrze pomieszczenia, ujawniając jego bezmiar.

– Łaaaał – westchnął ze zdziwienia Daniel, chowając głowę, jakby nie chciał wejść w wiązkę światła i wpatrując się w pokój. – Nie wiedziałem nawet, że ta część domu istnieje.

– Ja też nie – powiedziała Emily, uśmiechając się, zadowolona, że mogła podzielić się z kimś tajemniczym pokojem. – Trudno mi uwierzyć, że był ukryty przez te wszystkie lata.

– Nikt nigdy z niego nie korzystał? – zapytał Daniel.

Potrząsnęła głową. – Z tego, co pamiętam, to nie. Ale ktoś go kiedyś używał. – Skierowała latarkę prosto na stertę mebli w centrum pomieszczenia. – Jako wysypisko.

– Co za strata – powiedział Daniel. Po raz pierwszy odkąd go poznała, zdawał się wyrażać prawdziwe emocje. Widok ukrytego pokoju wstrząsnął nim tak jak nią.

Weszli do pomieszczenia i Emily obserwowała Daniela rozglądającego się powoli w ten sam sposób co ona, kiedy odkryła pokój.

– I chcesz to wszystko wyrzucić? – rzucił Daniel przez ramię, przyglądając się zakurzonym przedmiotom. – Założę się, że część z nich jest zabytkami. Drogimi.

Emily nie wzruszyła ironia wypełnionego antykami pokoju ukrytego w domu wielbiciela antyków. Znów zaczęła się zastanawiać, czy jej tata wiedział o tym pokoju. Czy to on przyniósł te wszystkie meble? A może to wszystko już tam było, kiedy kupił dom? To po prostu nie miało sensu.

– Pewnie tak – odpowiedziała – ale nawet nie wiem, od czego zacząć. To znaczy, teraz rozumiesz, co miałam na myśli, mówiąc o dużych meblach, których nie byłabym w stanie sama przenieść. Jak miałabym je sprzedać? Szukać dilerów? – To był świat jej taty, świat, którego nigdy do końca nie rozumiała i który nie napawał jej entuzjazmem.

– Wiesz – powiedział Daniel, rzucając okiem na zegar stojący – masz teraz internet, prawda? Możesz zrobić małe rozeznanie. Byłoby wstyd po prostu to wszystko wyrzucić.

Emily rozważała jego słowa i uderzył ją pewien szczegół – Skąd wiesz, że mam internet?

Daniel wzruszył ramionami. – Widziałem ciężarówkę. Nic poza tym.

– Nie wiedziałam, że zwracasz na mnie tak szczególną uwagę – odparła Emily z udawaną podejrzliwością.

– Nie pochlebiaj sobie – usłyszała oschłą odpowiedź Daniela, ale dostrzegła wymuszony uśmiech na jego ustach. – Skoro tak lepiej pozbądźmy się tych rzeczy – dodał, przerywając jej rozmyślania.

– Tak, świetnie – odpowiedziała, nieoczekiwanie wracając do rzeczywistości.

Daniel i Emily zabrali się do zdejmowania sklejki z okien. Jednak w przeciwieństwie do okien w głównej części domu, okna ukryte pod sklejką były wykonane z pięknego szkła Tiffany

– Łał! – wykrzyknęła Emily, całkowicie pogrążona w zachwycie, kiedy pokój wypełnił się różnymi kolorami. – To jest niesamowite!

To było jak wchodzenie do krainy snów. Jak tylko światło dzienne wpadło przez okno, pokój nagle skąpał się w odcieniach różu, zieleni i błękitu.

 

– Jestem pewna, że gdyby tata wiedział o tych oknach, pozostawiłby tę część domu otwartą – dodała Emily. – To jest jak spełnienie marzeń kolekcjonera antyków.

– Są naprawdę wspaniałe – powiedział Daniel, przyglądając się im pod kątem wykonania i podziwiając ich skomplikowaną konstrukcję oraz sposób, w jaki kawałki szkła pasowały do siebie.

Emily czuła się jakby tańczyła. Strumienie światła wpadające przez okna były tak piękne, tak zapierające dech w piersiach, że poczuła się beztrosko i lekko, jakby składała się z powietrza. Jeśli widok był tak cudowny w zimowym słońcu, nie mogła sobie wyobrazić, jak zachwycająco będzie wyglądał pokój, kiedy przez okna zacznie wlewać się jasne letnie słońce.

– Powinniśmy zrobić sobie przerwę – powiedziała Emily. Obydwoje pracowali od kilku godzin i wyglądało na to, że nadszedł najlepszy moment na odpoczynek. – Mogę przygotować nam coś do zjedzenia.

– Taka randka? – powiedział Daniel, potrząsając żartobliwie głową. – Bez obrazy, ale nie jesteś w moim typie.

– Och? – odparła Emily, podtrzymując żartobliwą rozmowę. – A jaki jest twój typ?

Ale Emily niedane było usłyszeć jego odpowiedź. Coś sfrunęło z parapetu, gdzie musiało leżeć od lat, przyciągając jej uwagę. Wszystkie żarty i śmiech sprzed momentu zniknęły, rozpływając się w powietrzu dookoła niej, gdy całą jej uwagę przykuł kawałek papieru na podłodze. Fotografia.

Emily podniosła zdjęcie. Choć było stare, zniszczone i z pleśnią z tyłu, samo w sobie nie było wyjątkowo stare. Oryginalnie zostało zrobione w kolorze, choć z biegiem czasu wyblakło. Emily ścisnęło w gardle, kiedy uświadomiła sobie, że trzyma zdjęcie Charlotte.

– Emily? Co się stało? – powiedział Daniel, ale ona prawie go nie słyszała. Jej oddech został skradziony przez nagły widok twarzy Charlotte, twarzy, której nie widziała przez ponad dwadzieścia lat. Emily nie była w stanie się powstrzymać i wybuchnęła płaczem.

– To moja siostra – wykrztusiła.

Daniel zerknął ponad jej ramieniem na zdjęcie, które trzymała w drżących palcach.

– Chodź – powiedział, niespodziewanie subtelnie. – Pozwól, że ci pomogę.

Wyciągnął rękę i wyjął zdjęcie z jej uścisku, po czym wyprowadził ją z pokoju, obejmując ją ramieniem. Emily pozwoliła mu zaprowadzić się do salonu, zbyt oszołomiona, żeby protestować. Szok na widok twarzy Charlotte wprawił ją w hipnotyczny stan.

Emily, nadal płacząc, odwróciła wzrok od Daniela.

– Ja... Myślę, że lepiej będzie, jeśli teraz pójdziesz.

– Dobrze – powiedział Daniel. – Dopóki możesz zostać sama.

Wstała ze stołka i wskazała Danielowi, żeby ruszył w kierunku drzwi. Przyglądał się jej uważnie, jakby oceniając czy można było bezpiecznie zostawić ją w takim stanie, aż w końcu zebrał skrzynkę z narzędziami i ruszył do drzwi.

– Jeśli będziesz czegoś potrzebować – powiedział w progu – po prostu mnie zawołaj.

Nie będąc w stanie nic powiedzieć, zamknęła drzwi za Danielem, po czym odwróciła się i opierając się o nie plecami, czuła jak do jej oddechu wkradają się westchnienia. Obsunęła się na kolana, czując, jak pogrąża się w ciemności i marząc tylko o tym, żeby zwinąć się w kłębek i umrzeć.

*

Dopiero nagły ostry dźwięk dzwonka telefonu komórkowego wyrwał ją z okropnego, duszącego stanu. Emily rozejrzała się, nie wiedząc, ile czasu spędziła zwinięta w kłębek na podłodze.

Nie zmieniając pozycji, podniosła wzrok i zobaczyła, że jej telefon leży na małym stoliku przy drzwiach, migając i wibrując. Wstała i ze zdziwieniem stwierdziła, że z ekranu świeci na nią imię Bena. Przez moment wpatrywała się w telefon, przyglądając się, jak świeci i jak imię wypełnia cały ekran zupełnie tak, jak robiło to tysiąc razy w przeszłości. Te trzy małe litery, BEN, wcześniej były czymś tak normalnym, ale nagle stały się tak obce i tak bardzo, bardzo niepasujące do tego domu, do tej chwili, po ujrzeniu twarzy Charlotte, po spędzeniu całego dnia z Danielem.

Emily sięgnęła po telefon i odrzuciła połączenie.

Ledwie ekran zgasł, ponownie się rozjaśnił. Tym razem nie wyświetlał imienia Bena, ale Amy.

Emily chwyciła słuchawkę z taką ulgą, jakby ktoś rzucił jej koło ratunkowe.

– Amy – sapnęła – tak się cieszę, że dzwonisz.

– Nawet nie wiesz, co zamierzam powiedzieć – zażartowała jej przyjaciółka.

– Nie obchodzi mnie to. Możesz nawet czytać całą książkę adresową, po prostu cieszę się, że słyszę twój głos.

– Cóż – powiedziała Amy – prawdę mówiąc, mam ci do powiedzenia coś ciekawego.

– Naprawdę?

– Tak. Wiesz, jak zawsze rozmawiałyśmy o mieszkaniu w tym przebudowanym kościele w Lower East Side i jak niesamowite by to było?

– Aha – powiedziała Emily, nie wiedząc, do czego zmierza jej przyjaciółka.

– Więc – powiedziała Amy głosem brzmiącym tak, jakby przygotowywała się do ujawnienia wielkiej nowiny – to jest całkowicie możliwe! Mieszkanie z dwoma łóżkami właśnie pojawiło się na wynajem i spokojnie nas na to stać.

Emily czekała, aż informacja przedostanie się do jej umysłu. Kiedy Amy i Emily były studentkami w Nowym Jorku, umyśliły sobie fantastyczną wizję życia w przebudowanym kościele, w otoczeniu wszystkich odjazdowych barów w Lower East Side, które uwielbiały i często odwiedzały. Ale to było, gdy miały po dwadzieścia lat. Emily już przestała o tym marzyć. Wyrosła z tego.

– Ale ja jestem tutaj szczęśliwa – powiedziała Emily. – Nie chcę wracać do Nowego Jorku.

Po drugiej stronie zapadła długa cisza. – Chcesz powiedzieć, że nigdy? – powiedziała wreszcie Amy.

– To znaczy, przez co najmniej sześć miesięcy. Dopóki starczy moich oszczędności. Wtedy będę musiała wymyślić coś innego.

– Co, na przykład znowu spać na mojej sofie? – W głos Amy wkradła się nuta wrogości.

– Przepraszam, Amy – powiedziała Emily, czując, że traci pewność siebie. – Po prostu to już nie tego chcę.

Usłyszała westchnienie przyjaciółki. – Naprawdę tam zostajesz? – powiedziała w końcu. – W Maine? W starym przerażającym domu? Sama?

Emily zdała sobie sprawę, jak bardzo podobał jej się pobyt tam i jak dobrze się z tym czuła. A wypowiedzenie tego na głos do Amy zmieniło to w rzeczywistość.

Wzięła głęboki oddech, po raz pierwszy od wielu lat czując pewność siebie oraz szczerość wobec siebie i swoich racji. A wtedy oświadczyła krótko: Tak, zostaję.

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»