Бесплатно

Granatka

Текст
0
Отзывы
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Wróciła, aby się położyć do łóżka, z którego nie miała wyjść, aż w trumnie.

Osiem dni przeszło, osiem dni podobnych do siebie. Stara Anna i Ludwik czuwali kolejno w nocy przy pani Willemsens, z oczyma utkwionymi w oczach chorej. Rozgrywał się, chwila po chwili, ów głęboko tragiczny dramat, który spełnia się w każdej rodzinie, kiedy za każdym silniejszym oddechem ubóstwianej chorej lękamy się, aby to nie był ostatni. W piątym dniu tego nieszczęsnego tygodnia, lekarz kazał usunąć kwiaty. Złudzenia życia odchodziły jedno po drugim.

Od tego dnia Marian i jego brat czuli ogień na wargach, kiedy całowali matkę w czoło. Wreszcie, w sobotę wieczór, pani Willemsens nie mogła znieść żadnego hałasu, trzeba było zostawić pokój niesprzątany. Zaniedbanie to było jakby początkiem agonii dla tej kobiety wykwintnej, rozkochanej we wdzięku. Ludwik nie chciał już opuszczać matki. W niedzielę w nocy, przy blasku lampy i pośród najgłębszej ciszy, Ludwik, który sądził, że matka drzemie, ujrzał, jak białą i wilgotną ręką rozsuwa firanki.

– Synu – rzekła.

Głos umierającej miał coś tak uroczystego, że siła jego, płynąca z nabrzmiałej duszy, oddziałała silnie na dziecko; uczuł żar wnikający aż do szpiku kości.

– Czego chcesz, mamo?

– Posłuchaj mnie. Jutro wszystko będzie skończone. Nie zobaczymy się już. Jutro będziesz mężczyzną, moje dziecko. Muszę tedy uczynić pewne zarządzenia, które będą tajemnicą między nami. Weź kluczyk z mojego stolika. Dobrze! Otwórz szufladę. Znajdziesz tam na lewo dwa zapieczętowane papiery. Na jednym napisane jest: „Ludwik”. Na drugim: „Marian”.

– Są, mamo.

– Mój synu ukochany, to metryki waszego urodzenia, będą wam potrzebne. Dasz je do schowania poczciwej starej Annie, która wam je odda, kiedy ich będziecie potrzebowali.

– A teraz – dodała – czy nie ma tam papieru, na którym napisałam kilka wierszy28?

– Jest, mamo.

I Ludwik zaczął czytać:

– „Maria Willemsens, urodzona w…”

– Dosyć – rzekła żywo. – Nie czytaj dalej. Kiedy umrę, mój synu, wręczysz i ten papier Annie i powiesz jej, aby go oddała w merostwie29 w Saint-Cyr, gdzie posłuży na sporządzenie mego aktu zgonu. Weź teraz papier i pióro, aby napisać list, który ci podyktuję.

Kiedy widziała, że syn jest gotów i że obrócił się ku niej jakby w oczekiwaniu, rzekła spokojnym głosem: „Panie hrabio, żona pańska, lady Brandon, umarła w Saint-Cyr koło Tours, w departamencie Indre et Loire. Przebaczyła panu”.

– Podpisz…

Zatrzymała się niezdecydowana, podniecona.

– Czy ci gorzej, mamo? – spytał Ludwik.

– Podpisz: „Ludwik Gaston”.

Westchnęła, po czym dodała:

– Zapieczętuj list i napisz następujący adres: „Do lorda Brandon. Brandon Square, Hyde Park. Londyn. Anglia”.

– Dobrze – rzekła. – W dniu mojej śmierci nadasz ten list w Tours.

– A teraz – rzekła po pauzie – weź pugilares30, który znasz i usiądź koło mnie, dziecko.

– Jest tutaj – rzekła, kiedy Ludwik usiadł – dwanaście tysięcy franków. Należą do was, niestety! Bylibyście bogatsi, gdyby wasz ojciec…

– Mój ojciec! – wykrzyknął chłopiec. – Gdzie on jest?

– Umarł – rzekła, kładąc palec na ustach – umarł, aby mi ocalić honor i życie.

Podniosła oczy do nieba. Byłaby zapłakała, gdyby miała jeszcze łzy.

– Ludwiku – podjęła – przysięgnij mi, przy tym łóżku, że zapomnisz to, coś napisał, i to, co ci powiedziałam.

– Tak, mamo.

– Uściskaj mnie, drogi aniele.

Uczyniła długą pauzę, jak gdyby chcąc zaczerpnąć odwagi w Bogu i odmierzyć swoje słowa wedle sił, jakie jej zostały.

– Słuchaj. Tych dwanaście tysięcy franków to cały wasz majątek; trzeba, abyś je zachował przy sobie, bo skoro ja umrę, przyjdą tu komornicy, którzy opieczętują wszystko. Nic nie będzie tu do was należało, nawet wasza matka! I nie zostanie wam nic, biedne sieroty, jak tylko iść stąd Bóg wie gdzie. Zabezpieczyłam los Anny. Będzie miała sto talarów rocznie i pewnie zostanie w Tours. Ale co ty poczniesz z sobą i ze swoim bratem?

Usiadła na łóżku i patrzyła na dzielnego chłopca, który z kroplami potu na czole, blady od wzruszenia, z oczyma wpółzamglonymi płaczem, stał przy łóżku.

– Mamo – odparł poważnym głosem – myślałem o tym. Oddam Mariana do kolegium w Tours. Dam dziesięć tysięcy franków starej Annie, polecając jej, aby je schowała w bezpiecznym miejscu i aby czuwała nad bratem. Następnie ze stoma ludwikami, które mi zostaną31, pojadę do Brest, zaciągnę się jako majtek. Podczas gdy Marian będzie kończył szkoły, zostanę porucznikiem okrętu. Słowem, umieraj spokojnie, mamo, nie bój się, będę bogaty, oddam naszego małego na Politechnikę albo pokieruję nim wedle jego skłonności.

Błysk radości zalśnił w na wpół zgasłych oczach matki, dwie łzy spłynęły z nich, potoczyły się po rozpalonych policzkach; następnie głębokie westchnienie wydarło się z jej ust: omal nie umarła pod naporem radości, odnajdując duszę ojca w synu, który w jednej chwili stał się mężczyzną.

– Aniele niebios – rzekła, płacząc – wymazałeś tymi słowami wszystkie moje boleści. Och! mogę cierpieć… To mój syn – dodała – to ja wydałam, ja wychowałam tego mężczyznę!

Podniosła ręce do góry i złożyła je jakby dla wyrażenia radości bez granic, po czym położyła się.

– Mamo, ty bledniesz! – wykrzyknął chłopiec.

– Trzeba iść po księdza – odpowiedziała umierającym głosem.

Ludwik obudził starą Annę, która przerażona pobiegła na plebanię do Saint-Cyr.

Rano pani Willemsens przyjęła sakramenty w podniosłym i wzruszającym nastroju. Dzieci jej, Anna oraz rodzina wieśniaka, prości ludzie, którzy należeli niemal do rodziny, uklękli. Srebrny krzyż niesiony przez chłopczynę – chłopiec z chóru na wsi! – wznosił się przed łóżkiem, a stary ksiądz udzielał ostatniego namaszczenia umierającej. Wiatyk! – wzniosłe słowo, myśl wznioślejsza jeszcze niż słowo, które posiada jedynie apostolska religia rzymskiego Kościoła.

– Ta kobieta bardzo cierpiała! – rzekł ksiądz z prostotą.

Maria Willemsens nie słyszała już, ale oczy jej utkwione były w dwojgu dzieci. Wszyscy zdjęci grozą słuchali w najgłębszym milczeniu oddechu umierającej, który stawał się coraz wolniejszy. Od czasu do czasu głębokie westchnienie świadczyło jeszcze o życiu, zdradzając wewnętrzną walkę. Wreszcie matka przestała oddychać. Wszyscy zalali się łzami, wyjąwszy Mariana. Biedne dziecko było jeszcze zbyt młode, aby zrozumieć śmierć. Anna i gospodyni zamknęły oczy uroczej istocie, której piękność wystąpiła wówczas w całym blasku. Wyprawiły wszystkich, usunęły meble z pokoju, spowiły umarłą w całun, ułożyły ją, zapaliły świece przy łóżku, ustawiły wedle miejscowego obyczaju kropielnicę, gałązkę bukszpanu i krucyfiks, zamknęły okiennice, zasunęły firanki. Następnie przyszedł wikary, aby spędzić noc na modłach wraz z Ludwikiem, który nie chciał opuścić matki. We wtorek odbył się pogrzeb. Stara służąca, dwoje dzieci, którym towarzyszyła wieśniaczka, stanowili jedyny konwój kobiety, której dowcip32, piękność, wdzięk miały europejską sławę i której pogrzeb w Londynie byłby nowiną pompatycznie zaprotokołowaną w dziennikach, arystokratyczną uroczystością, gdyby nie była popełniła najsłodszej ze zbrodni, zbrodni zawsze karanej na ziemi, po to, aby te anioły, uzyskawszy przebaczenie, weszły do nieba. Kiedy rzucono ziemię na trumnę matki, Marian zapłakał, zrozumiawszy w tej chwili, że już jej nie zobaczy.

Prosty drewniany krzyż, zasadzony na grobie, nosił ten napis, ułożony przez proboszcza z Saint-Cyr:

TU LEŻY

KOBIETA NIESZCZĘŚLIWA

zmarła w trzydziestym szóstym roku,

nosząca imię Augusty w niebie.

Módlcie się za nią!

Kiedy się wszystko skończyło, dzieci wróciły do Granatki i rzuciły na to mieszkanie ostatnie spojrzenie; po czym trzymając się za ręce, zabrały się z Anną, powierzając dom staraniom wieśniaka i polecając mu zdać wszystko urzędnikom.

 

Wówczas stara służąca zawołała Ludwika do studni, wzięła go na stronę i rzekła:

– Panie Ludwiku, oto obrączka pani!

Chłopiec zapłakał, wzruszony, że odnalazł żywe wspomnienie umarłej matki. Zaciąwszy się w poczuciu swej siły, nie pomyślał o tej ostatniej posłudze. Uściskał staruszkę. Następnie ruszyli wszyscy troje zapadłą ścieżką, zeszli dróżką i udali się do Tours, nie odwracając głowy.

– Mama chodziła tędy – rzekł Marian, zbliżając się do mostu.

Anna miała starą krewną, dawną szwaczkę osiadłą w Tours przy ulicy de la Guerche. Zaprowadziła dzieci do domu krewniaczki, z którą chciała zamieszkać. Ale Ludwik wytłumaczył jej swoje zamiary, wręczył jej metrykę Mariana i dziesięć tysięcy franków, po czym w towarzystwie starej służącej zaprowadził nazajutrz rano brata do kolegium. Bardzo zwięźle przedstawił rektorowi położenie i wyszedł, odprowadzony przez brata do bramy. Tam udzielił mu najtkliwszych przestróg, tłumacząc mu jego sieroctwo; po czym przyjrzawszy mu się jakiś czas, uściskał go, spojrzał nań jeszcze, otarł łzę, i ruszył, odwracając się wiele razy, aby widzieć do ostatniej chwili brata, który stał w progu kolegium.

28wiersze – tu: linijki tekstu. [przypis edytorski]
29merostwo – we Francji: siedziba mera, odpowiednika wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. [przypis edytorski]
30pugilares (daw.) – portfel na pieniądze i dokumenty. [przypis edytorski]
31ze stoma ludwikami, które mi zostaną – ludwik wart był osiem talarów, a talar trzy liwry, każdy o wartości franka (powszechnie tych nazw używało się wymiennie). [przypis edytorski]
32dowcip (daw.) – inteligencja, bystrość umysłu. [przypis edytorski]
Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»