Бесплатно

Polowanie na żonę

Текст
Автор:
0
Отзывы
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Pani radczyni tak nie była przygotowaną na to qui pro quo, że zobaczywszy najdroższego małżonka – wydała krzyk okropny i zemdlona upadła z łoskotem na podłogę.

Pan radca, który przez całą drogę układał twarz do wdzięcznego uśmiechu na powitanie żony, przerażony tym jej upadkiem, odrzucił na bok i uśmiech i torbę podróżną a skoczył do żony, krzycząc, co sił starczyło:

– Ratujcie, moja żona – upadła – chciałem powiedzieć – nie żyje.

Nadbiegła panna Pelagija.

– Co się tu stało? – spytała.

– Co się stało? Patrz! moja żona z radości na mój widok umarła. O ja nieszczęśliwy. Czyż mogłem przypuścić, że miłość jej niewytrzyma tej niespodzianki. Biegnijcie po doktora – po księdza.

Nim ktokolwiek zdecydował się skoczyć po doktora lub księdza, zrozpaczony małżonek zobaczywszy dzban wody przy drzwiach, skoczył co prędzej, chwycił go i jednym zamachem wylał strumień wody na pomalowane oblicze swej połowicy, – kąpiel skutkowała i pani radczyni otworzyła oczy. Ujrzawszy nad sobą twarz męża z rozczochranemi włosami wzdrygnęła się i przymrużywszy znów powieki, wyszeptała drżącemi usty:

– Przebacz! to był pierwszy mój upadek.

– Taki upadek zaszczyt ci tylko przynieść może, bo to był upadek z miłości dla mnie – o zacna niewiasto, czcigodna małżonko, droga połowico moja! – jęczał radca całując ręce żony i oblewając je obficie łzami. Pani radczyni uścisnęła rękę jego z wdzięcznością i szepnęła z westchnieniem:

– Nieba nie pozwoliły mi upaść.

– Ale ja osioł, żem na to pozwolił, trzeba było cię przytrzymać, nie byłabyś narażona na stłuczenie. Czy czujesz gdzie ból aniele?

Pani radczyni, po dokładnem opatrzeniu się, oświadczyła, że upadek jej był bez uszkodzenia, co pana radcę wielce ucieszyło. Z pomocą Pelagii dźwignął drogi ciężar z ziemi i poprowadził na sofę. Tu powtórzyła się scena przywiązania małżeńskiego, wylewano łzy, uczucia, powtarzano sobie przysięgi wierności, przywiązania, opowiadano o wzajemnej tęsknocie i niepokojach. Pani radczyni spowiedź była mniej dokładna, cały bowiem epizod o baronie został pominięty.

Panna Pelagija, uważając się za zbytecznego świadka tej sceny małżeńskiej, częścią przez dyskrecyę, a częścią przez skromność dziewiczą, chciała się usunąć do swego pokoju, ale radca ją zatrzymał i rzekł:

– Proszę cię – zostań. Mam wam coś powiedzieć, co was obydwie nadzwyczaj zadziwi.

Pannę Pelagiję słowa te zatrzymały, wróciła i usiadła przy radczyni. Pan radca ochłonąwszy z pierwszych objawów czułości – wstał już spokojniejszy nieco i rzekł:

– Czy wiecie, kogo tutaj spotkałem?

Tu zrobił małą pauzę dla zrobienia większego efektu, spojrzał na żonę i na Pelagiję, a potem rzekł powoli, z naciskiem:

– Barona Rumpell.

Radczyni o mało znowu nie zemdlała.

– I to miała być niespodzianka? – spytała Pelagija ruszając ramionami. – A toż on, jak cień łazi tu za nami. Czy ciocia nic o tem wujowi nie pisała?

Pani radczyni byłaby się okrutnie zarumieniła, gdyby jej blansz nie był przeszkodził w tym względzie.

– Więc chodził z wami i nic nie wiecie?

– O czem?

– Że baron zakochany, jak kot.

– Nie wierz mu! to potwarz! – zawołała radczyni z pośpiechem.

– Jakto potwarz? – sam mi wyznał, że się kocha i chce się żenić.

– Z kim? – spytała Pelagija.

– No z tobą, – juści nie z moją żoną.

Pelagia parsknęła głośnym śmiechem – radczyni odetchnęła.

– Zacny młodzian – pomyślała sobie – poświęca się, aby mnie ocalić. Co za charakter. Moim obowiązkiem ocalić go od tej ostateczności.

– Ty nie możesz, ty nie powinnaś iść za niego – odezwała się patetycznie do Pelagii – on cię nie kocha. On udaje tylko.

– I mnie się tak zdawało – odrzekł radca – że on spodziewał się u ciebie jakichś pieniędzy i dlatego powiedziałem mu wręcz, że jesteś bez majątku.

– I cóż na to poczciwy baronek? – spytała Pelagija wesoło – zląkł się i cofnął?

– Otóż widzisz, że nie. Powiedział mi, za cóż mię to masz radco? Czyż sądzisz, że byłbym zdolny poświęcić wolność dla mamony? Ja kocham pannę Pelagiją dla jej przymiotów, cnót.

– On to wszystko mówił wujaszku?

– Jak Boga kocham, tak słowo w słowo mówił to samo, a potem dodał, gdym mu perswadował, że ty nie masz nic i on nic: czy sądzisz radco, że nie potrafię pracować?

– Baron – pracować! Umrę ze śmiechu.

– Ja znowu nie widzę w tem nic tak śmiesznego moja kochana – odezwał się poważnie radca zgorszony śmiechem Pelagii.

– I ty się będziesz śmiał wujaszku, skoro ci pokażę list od babki, w którym mi pisze, że pan baron dowiadywał się już przez trzecią osobę o mój posag.

– Zkądże to babka może wiedzieć?

– Owa trzecia osoba musiała wygadać przed czwartą, ta przed piątą itd. – to dosyć jasne.

– A ja powiadam, że to bajka. Baron nie taki głupi, żeby się oświadczał naślepo, jeżeli jak mówisz, szuka majątku.

– A on chce się oświadczyć?

– Tak i to dziś jeszcze. To cię powinno przekonać, żeś nie powinna tak źle o ludziach sądzić z pierwszego pozoru.

– Więc czekajmy drugiego pozoru.

– Dobrze, czekajmy.

I w istocie czekano tego dnia, wstrzymano się nawet od spaceru na tę intencyą; czekano nawet następnego dnia, ale baron ani następnego, ani w dniach, które potem jeszcze nastąpiły, nie pokazał się wcale, a to z tego powodu, że odebrawszy od swego znajomego z Kaliskiego list, w którym ten mu doniósł, że po bliższem i szczegółowem zbadaniu pokazało się, iż panna Pelagija nie ma nic – drapnął w sekrecie z Krynicy, zapomniawszy w pospiechu uiścić się z długu zaciągnionego w restauracyi. Zapomnienie to, jak się pokazało, było bardzo na rękę naszemu baronowi, gdyż choćby nawet był sobie przypomniał, i tak zapłacićby nie mógł, bo to, co zostało w portmonetce, wystarczyło ledwie na najskromniejsze koszta podroży do domu.

Ten niespodziewany wyjazd zmartwił trochę poczciwego radcę, który już zaczął był wierzyć w bezinteresowną miłość barona. Panna Pelagija tryumfowała i śmiała się serdecznie z tej rejterady swego jedynego konkurenta, tylko pani radczyni zachowywała w tym względzie poważne milczenie, gdyż była najmocniej przekonaną, że jedynie przyjazd radcy skłonił barona do tajemniczego wyjazdu.

– Tak być musiało – mówiła sobie – on nie mógł zrobić inaczej dla ocalenia siebie i mnie. Mój honor i jego spokój wymagały tego.

A kiedy raz radca, nie mogąc powściągnąć swego oburzenia z powodu ucieczki barona, wyraził się dość nieprzyzwoicie o nim, pani radczyni rzekła ze znaczeniem:

– Nierozsądny! nie wiesz sam, co mówisz. Powinieneś dziękować Bogu, że się tak stało.

1873.

Другие книги автора

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»