Читать книгу: «Powrót posła», страница 4
SCENA V
Ciż sami i Kozak
SZARMANCKI
Czy masz portrety, co to na kominku
Leżały, i te listy, co porozrzucane
Na stole, te pierścionki z włosów?
KOZAK
SZARMANCKI
Pokaż no.
Kozak szuka w szarawarach1, i wyciąga portrety, listy, włosy, pierścionki
To nie wszystko, gdzie reszta, hultaju?
Gdzie ów mały portrecik?
KOZAK
SZARMANCKI
Zważaj waćpan, proszę,
Patrzeć na te zdobyczy, co to za rozkosze!
Walery poziera wzrokiem pogardy pełnym
WALERY
Przynajmniej nie chciej waćpan imion ich powiadać.
SZARMANCKI
Czemuż nie? tych skrupułów czas by już postradać.
krzyczy
Portret Szambelanowej; patrz jak wdzięków wiele!
Kochałem ją serdecznie, całe dwie niedziele.
Wyjmuje duży pierścień z włosów i przypatruje się
Już zapomniałem, czyje te włosów pierścienie;
Ha, ha, pułkownikowej, oj, ta się szalenie
Kocha we mnie, ja zaś jej nie lubiłem wcale,
Co to były za szlochy, narzekania, żale;
pokazuje drugi portret
Ten portret w dezabilu61 i w nocnym negliżu,
Francuzka na wyjezdnym dała mi w Paryżu,
bierze jeden po drugim i pokazuje prędko
To portret Cześnikowej, włosy Podczaszanki,
Obrączka Chorążyny, pierścień Kasztelanki,
A to wachlarz kuzynki, w tem zamknięciu złotem.
Listy, chcesz czytać teraz, alboli też potem?
WALERY
Schowaj waćpan i listy, i te upominki.
SZARMANCKI
Patrzaj, te wszystkie piękne brunetki, blondynki.
Płaczą dziś po mnie, jęczą, chorują i mdleją;
Każda, że się powrócę, cieszy się nadzieją:
Myli się, będę srogim i nieprzebłaganym,
Walery, jeśli chcesz być od kobiet kochanym,
Nie kochaj nigdy, wskazuj nadziei promyki.
Oj, nie wiesz jeszcze, co to są za dobrodziki62!
Człek, co kobiecie szczerze czucia swe oddaje,
Igrzyskiem się jej chimer i lekkości staje.
Zaraz go w poczet swoich niewolników liczy;
Pewna już ciebie, innej wraz szuka zdobyczy.
Porzuć więc, skoro ujrzysz cokolwiek niestałą,
I powiedz wszystkim, co się między wami działo.
WALERY
z grozą
I waćpan z tak haniebnym zdaniem śmiesz się chlubić!
Masz za żart zdradzać czułość i kobietę zgubić!
Wierzaj mi, nic po takim człowieku nie wróżę,
Który krzywdzi takiego, co się mścić nie może.
Osławiać tę płeć słabą jest niegodziwością,
Jest to połączyć razem występek z podłością.
Jeśli przez skłonność lub też przez świetne zalety,
Potrafisz zyskać ufność i serce kobiety;
Jeśli ci czucia swoje powierzy zbyt tkliwa,
Niech ten sekret na zawżdy w piersiach twych spoczywa;
Niech narzekać na ciebie nie znajdzie przyczyny,
Umiej pokryć jej słabość, a nawet i winy.
SZARMANCKI
Zbyt surową naukę chcesz mi waćpan dawać,
Ale najlepiej rzeczy po skutkach poznawać;
Kto z nas szczęśliwszy? czy ja z niegodziwością,
Czy waćpan z swą dyskrecją, swą delikatnością?
Patrz:
pokazuje mu portret
WALERY
z największem zadziwieniem
Portret Starościanki! ach, przysięgnę śmiele,
Nie masz go z rąk jej, powiedz, przez jakie fortele
Do zbioru uwiedzionych przez sztuczne obroty,
Przydałeś obraz wdzięków, czułości i cnoty?
Powiedz, oddaj go zaraz, albo w tem żelazie,
Znajdziesz koniec twym zbrodniom i czułej urazie:
Uspokój mię! wszak widzisz moją zapalczywość!
SZARMANCKI
Ale po co te gniewy, dla czego ta żywość?
Gniewasz się, że kochanka ciebie oszukuje!
Śmiać się należy.
SCENA VI
Ciż sami i Starościna
STAROŚCINA
w dezabilu i z miną omdlewającą
Jakiż ja hałas znajduję,
patrząc na Walerego, który w pomięszaniu 1
Cóż to? waćpan wyrabiasz tak okropne krzyki,
Parlez plus bas63, wszakże to nie wasze sejmiki,
La tête me fait mal64; wszystkie nerwy mi wstrząsnąłeś
Z odmianą stroju, widzę, i tonu przyjąłeś.
Wolę wyjść, bo to taka turniura65 już wasza,
Gotóweś się i na mnie porwać do pałasza.
WALERY
Waćpani dobrodziki żądaniom dogodzę,
Chciej zostać, nie lękaj się, ja z miejsc tych odchodzę.
Wychodzi
SCENA VII
Szarmancki i Starościna
STAROŚCINA
SZARMANCKI
Nie wiem, skąd mu się wzięło być ze mną zazdrosnym.
STAROŚCINA
SZARMANCKI
A skąd znowu? on tego wcale nie rozumie.
Jego rzecz mowy pisać, prawo zacytować,
Lecz tej tkliwej czułości nie umie pojmować,
Tych rzutów serc do siebie, tego rozrzewnienia.
STAROŚCINA
Tych łez słodkich, tych nocy bezsennie trawienia.
SZARMANCKI
Bezsennie? on noc całą chrapie jak zabity.
STAROŚCINA
płacze
SZARMANCKI
Te łzy, te rozpacze,
Porzuć proszę, bo ja się prawdziwie rozpłaczę.
STAROŚCINA
SZARMANCKI
Wszystkiego mi się zwierzyć możesz poufale,
Z dawna widzę, że smutek, ciężkie jakież żale,
Struły życie waćpani: ustawnieś stroskana.
STAROŚCINA
Twarz waćpana otwarta, dyskrecja tak znana,
Ufność we mnie wzbudzają; wszystko mu odkryję.
Widzisz w jakich supirach70 i tęsknocie żyję:
Une perte cruelle71, o Boże! w kwiecie mej młodości,
Kochałam Szambelana, cud doskonałości,
Quelle figure et quels talents72, jak cudnie walcował,
Jakie fraki, halsztuki, ach! jak się fryzował!
Ja, co zawsze nad względy miłość mą przekładam,
Mimo rodziców, chciałam z nim uciec od madam,
Złączyć się z mym Idolem… Kiedy Parki73 srogie,
Przecięły nożyczkami dni jego tak drogie.
płacze
SZARMANCKI
O żale! o rozpacze! o dniu nader smutny!
STAROŚCINA
Nie wiesz jeszcze przez jaki przypadek okrutny;
wyjmuje z kieszeni pulares 74
Oto wierszopis jeden, znany z swej czułości,
Podał go rymy swemi do nieśmiertelności.
Ja nie mam siły sama mówić o tej zgubie.
SZARMANCKI
Przeczytam, bo ja bardzo smutne wiersze lubię.
Szarmancki
Elegia na śmierć Szambelana
„Płaczcie, małe amorki! płaczcie, Alciony75!
Szambelan już nie żyje, Szambelan zgubiony,
A z nim zginęły wdzięki, młodość i rozkosze.
Uciszcie się Zefiry!… Zgon jego ja głoszę.”
STAROŚCINA
Jak to czule pisano… O gorzkie wspomnienie!
SZARMANCKI
czyta dalej
„Febus76 dnia tego mgliste rzucając promienie,
Ojciec wiecznej światłości, czynów naszych świadek,
Zapłakany przeglądał nieszczęsny przypadek.”
STAROŚCINA
Ach czemuś go nie przestrzegł, mieszkający w niebie,
O ty nielitościwy! o okrutny Febie!
SZARMANCKI
czyta dalej
„Gdy Szambelan do butów srebrne przypiął kolce,
I przed ganek zajechać kazał kariolce,
Wskoczył na powóz świetny, i wprędce podane,
Chwycił jak od niechcenia lejce srebrem tkane;
I bicz angielski, giętki, długi, trzaskający.
Tak podobny do bogów, w powozie stojący,
Przelatywał ulice wśród przepysznych gmachów,
Sięgając prawie głową latarni i dachów.
Leciał: bystre bieguny nieścignione okiem,
Okrywały go gęstym kurzawy obłokiem:
Zbiegały się do okna panny i mężatki,
Widzieć ten cel swych życzeń, widzieć ten cud rzadki;
Szczęśliwa! którą spostrzegł i uchylił głowy.
Już był biegu swojego dopełnił połowy,
Kiedy o ostry kamień koło rozpędzone,
Uderza, pęka, powóz schylony na stronę,
Wyrzuca Szambelana; pada i umiera…
Na próżno zbroczonego stangret z krwi obciera,
Już nie żył, taka była srogich bogów wola:
Amorki duszę jego w Elizejskie pola
Przeniósłszy, postawiły między Adonisem77,
Dydoną78, Eurydyką79 i pięknym Parysem80.
Równie świeży jak róża, żył tyle co ona,
O strato równie ciężka, jak nienagrodzona!
Nigdy więcej na świecie drugi nie powstanie,
Równie piękny młodzieniec jak ty, Szambelanie!
W cóż się teraz obrócą piękne twoje sprzączki,
Konie, fraki, łańcuszki i złote obrączki?
Ach, w cóż się twoja czuła kochanka obróci!
Smutek, żałość i rozpacz życia jej ukróci.
Fatalna kariolko, ja będę przeklinał,
Dzień nieszczęsny, gdzie Dangiel robić cię zaczynał.
Płaczcie, małe amorki, płaczcie, Alciony!
Szambelan już nie żyje, Szambelan zgubiony!» —
SZARMANCKI
z rozrzewnieniem
Ach, co za czułe wiersze! żal mi serce ściska,
I chociaż ten przypadek nie tyka mię z bliska,
Smutny będę przez tydzień.
STAROŚCINA
płacze
SZARMANCKI
Czemuż nieba zagniewane,
Złączyć nie dozwoliły serca tak dobrane?
STAROŚCINA
Tą śmiercią omylona w najtkliwszym wyborze,
Le reste de mes jours83 chciałam przepędzić w klasztorze,
I zostać bernardynką. Rodziców rozkazy,
Nowe sercu mojemu przyczyniły razy,
Łącząc mię malgré moi84 z dziwacznym człowiekiem,
Co się nie zgadza ze mną ni gustem, ni wiekiem;
Który nawet wyrazów moich nie rozumie,
Co się attandryssować85 ni jęczeć nie umie:
I kiedy ja w najtkliwszem jestem rozkwileniu,
On przychodzi mi gadać o życie, jęczmieniu,
O fryjorze86 do Gdańska.
SZARMANCKI
A to rzecz nieznośna,
I cierpi na to dusza prawdziwie miłosna;
Delikatnej czułości waćpaniś jest wzorem,
Ach! czemuż Starościanka nie idzie jej torem?
STAROŚCINA
Jakże panna Teresa waćpana znajduje?
SZARMANCKI
STAROŚCINA
Bądź waćpan pewien, że się konkurencja skróci:
En vain88 Podkomorzyna krząta się i swata,
Córki naszej nie damy nigdy za sensata.
SZARMANCKI
Zamiast romansów, w których czułość i zabawa,
On by jej kazał czytać wolumina prawa.
STAROŚCINA
Zanudziłby ją na śmierć, tego nie ścierpimy,
I ja, i mąż mój nawet waćpana życzymy.
SZARMANCKI
klękając z zmyślonym zapałem
Wszechmocne nieba, coście dały jednę duszę,
Bym nieszczęsnej czułości ponosił katuszę,
Dajcie drugą bym znieść mógł rozkosz niepojętę!
STAROŚCINA
SZARMANCKI
W waćpani ja ręce,
Składam me losy, czucia i ogień ukryty.
Odchodzi
SCENA VIII
STAROŚCINA
sama
O Nieba, co to będzie za mąż wyśmienity!
Je suis fière de mon choix92 i wielbię niebiosy;
Zaraz mu Starościanka musi dać swe włosy93.
W czułych tandressach94 słodkie te serca daniny,
Więcej są warte, niż te głupie zaręczyny.
po chwili zamyślenia
Ils sont passés pour moi95 te chwile miłośne,
Zostały się cyprysy96 i ciernie nieznośne.
Dni moje pełne smutku i pełne żałoby;
Z tobą ja, Jungu, mieszkać będę między groby97.
Dobywa Nocy Junga1 i czyta, przerywa czytanie i woła
O Jungu! twoja córka, twa córka kochana,
Nigdy nie była warta mego Szambelana.
SCENA IX
Starościna i Starosta
STAROSTA
Cóż się waćpani dzieje! sądziłem, że gore,
Albo, że które w domu zemdlało lub chore.
Skądże te krzyki?
STAROŚCINA
STAROSTA
Jaki u licha frisson? ciało pewnie zdrowe,
Lecz te diabelskie książki bałamucą głowę:
Te was przenoszą w jakieś dziwaczne krainy,
I każą płakać, wzdychać, choć nie ma przyczyny.
Nie w takiem matki nasze bałamuctwie żyły,
Przędły, piekły pierniki, lub w krosienkach szyły;
Były przytem wesołe, szczęśliwe i zdrowe,
Nie durzyły im głowy dymy romansowe.
STAROŚCINA
płacze
Chcieć waćpanu dogodzić, jest rzecz widzę próżna,
Kiedy się nie podobam, to się rozwieść można.
STAROSTA
na boku
Tam do kata; gdyby iść chciała do rozwodu,
Utraciłbym połowę rocznego dochodu.
To nie żart, żonę taką trzeba menażować100.
Do Starościny
Nie, robaczku, ja tylko chciałem tak żartować:
To się ciebie nie tyczy, bądź uspokojoną,
Ach! drugiej takiej żony nie znalazłbym pono!
Nie rozdzielim się nigdy: lecz czemuż tak biedna,
Nie chcesz się czem rozerwać, siedzisz sama jedna?
STAROŚCINA
STAROSTA
Trudno trochę człeku105
Wybrać między młodzieżą zepsutego wieku.
Mamy dwóch konkurentów, każdego ktoś swata,
Potrzeba wziąć za zięcia trzpiota lub sensata:
Przyznam się, wolę tego, co już jest swym panem,
Nie będę się zatrudniał przynajmniej ich stanem;
Lecz sensat bez majątku, bez dóbr i pieniędzy,
Morałami swojemi nie opędzi nędzy,
Nowy przyczyni zachód, wydatek i troski,
Trzeba zaraz dać posag, lub wypuścić wioski106.
Ja zaś, niech się jak kto chce śmieje i urąga,
Ja za życia mojego nie dam i szeląga;
Niechaj się sam jegomość fortuny dorabia.
STAROŚCINA
STAROSTA
I jakie? to o posag przykrzyć się nie będzie?
STAROŚCINA
Jamais110, on sobie w malej kabance111 osiędzie,
Na zielonym ryważu112 jasnego strumyka,
Słuchać będzie z Teresą tkliwego słowika:
A quoi bon les richesses113? w cichej solitudzie114,
Żyć będą, nie zważając, co powiedzą ludzie.
Des fruits, du lait115, to ich będzie pożywienie,
Łzy radosne napojem, pokarmem westchnienie.
STAROSTA
Jeżeli tylko takie mieć będą zabawy,
Jeżeli się będą tuczyć takiemi potrawy.
To pewnie w krótkim czasie oboje wychudną,
I gościom u ichmościów będzie bardzo nudno:
Lecz powiedz szczerze, to on posagu nie żąda?
STAROŚCINA
Parole d’honneur, wcale się na to nie ogląda,
Nie myśli o posagu, gdy kto kocha szczerze.
STAROSTA
To dobrze, niechże sobie córkę moją bierze,
Ja nic mu dać nie mogę, choć te wszystkie swaty,
Rozumieją, że jestem okrutnie bogaty;
Ja atoli nic nie mam, nie takie to czasy!
Grunta pojałowiały, spustoszały lasy,
I w polu tego roku zupełnie chybiło;
Po nizinach wymokło, na wzgórkach spaliło:
Siana i źdźbła nie będzie, toż samo z jarzyną;
Cieszyłem się przynajmniej cokolwiek oźminą116,
Alić117 się dowiaduję z listów ekonoma,
Że i te nie omłotne118, sama tylko słoma;
Na przyszły rok nie myślić nawet o fryjorze.
STAROŚCINA
Mon coeur, ty jesteś pono w niedobrym humorze.
Mam cię prosić o łaskę.
Głaszcze go pod brodę
STAROSTA całuje ją
Powiedz, tylko śmiele,
Powiedz, me życie, mój ty kochany aniele!
STAROŚCINA
Oto przeciw kabanki coś mi dał w boskiecie119,
Gdzie sobie przesiaduję na wiosnę i w lecie,
Jest karczma z młynem, a w niej szynkuje Żyd brzydki.
STAROSTA
Cóż, że nie piękny? ale mam z niego użytki,
Z karczmy tej dwa tysiące płaci mi arendy;
STAROŚCINA
Eh! vous me sacrifierés120 tak maleńkie względy,
Znieść karczmę, prospektowi121 czyni mi zawadę,
A gdzie młyn, pozwól niech ja zrobię tam kaskadę:
Ach! co to za delicje, wśród wód tych mruczenia,
Wśród kwiatów, słodkie będę przywodzić wspomnienia,
A berżerek122 z daleka smutnie grając sobie,
Będzie wdzięków dodawał przy wieczornej dobie.
STAROSTA
Jak też waćpani możesz takich rzeczy prosić!
Mam znów Żyda wypędzać, młyn i karczmę znosić?
Żeby zasadzać kwiaty i robić kaskady!
STAROŚCINA
STAROSTA
Pozwól waćpani, niechaj pomówię wprzód z Żydem.
Może się to ułoży.
STAROŚCINA
To dla mnie jest wstydem,
Że tego na waćpanu wyprosić nie mogę.
Rzuca się na krzesło i omdlewa
Je suis mal, je me meurs125!
STAROSTA
krzyczy
Ratujcie niebogę.
Przybiega Agata
Trzeba prędko zapobiec tej nagłej chorobie,
krzyczy do ucha
Jutro Żyda wypędzę, i kaskadę zrobię,
Niechaj się uspokoi me drogie serduszko!
Nie przychodzi do siebie! nieście ją na łóżko.
Wynoszą Starościnę z krzesłem